piątek, 12 sierpnia 2016

WIERSZYKI DLA DZIECI W OPRACOWANIU MUZYCZNYM

 Na początek zamieszczam tu na blogu dwa wierszyki. Gdy rok szkolny i przed szkolny zaczną pracować już pełną parąą  pokaże ich się tu więcej. Dzieci na wakacjach, szkoły w remoncie.

Przedwojenna twórczość Anny Rudawcowej, to przede wszystkim twórczość dla  dzieci- wszystkie formy literackie. Poetka mająca od lat szkolnych zamiłowanie do aktorstwa najchętniej pisała dla dzieci i młodzieży przedstawienie i wystawiała  je, niejednokrotnie  sama w nich uczestnicząc. Gdyby nie zawierucha wojenna poetka nie zdrdziłaby tej formy literackiej. Uważała bowiem że dzieci są najwdzięczniejszymi odboircani  jej tworczości. Nie dający sie przewidzieć los chciał inaczej. Z okazji Dnia dziecka  zamieszczam dwa wierszyki dziecięce z muzyką, już tu niejednokrotnie wspominaną kompozytorkę, utalentowaną wszechstronnie panią Helenę Abramowicz, a sa to:  "Żabi list" , "Deszcz"

Żabi list
Siedzi żaba w błocie,
Czyta list od cioci,
Lecz czytać nie umie
Liter nie rozumie.
Kręci list, obraca:
Oj, ciężka to praca!
Jak tu list przeczytać
Kiedy nie znam liter!
Poszła do bociana,
Pięknie mu się kłania:
Przeczytaj, bocianie!
Bocian aż się spocił
Nad tym listem cioci,
Wreszcie potarł czoło,
Mówi: - idź do szkoły,
Idź do dzieci, żabo,
Bo ja czytam słabo.
Poszła żaba... w szkole
Przeczytał jej Bolek
/choć się również spocił/
List od żabiej cioci.
posłuchaj  Żabi list


Deszcz
Pada deszczyk i kropelki dzwonią
Patrz - po szybach płyną, płyną, płyną...
Chmury uciekają, wiatr za nimi goni,
Wieczór pelerynę włożył siwą.
Kiedy deszczyk pada, siądziemy przy stole
Z ciekawą książeczką albo koło pieca:
Niech za oknem chodzi słota z parasolem,
Niech kropelki deszczu lecą, lecą, lecą...
posłuchaj   Deszcz

środa, 10 sierpnia 2016

Z ROZKAZU WŁDZ NAJWYZSZYCH ZSRR

Z cyklu opowiadań  „Sybirski Wilk stepowy”

Byliśmy normalną polską rodziną z rodowodem i tradycjami patriotycznymi, tata nauczyciel, kierownik szkoły,  mama nauczycielka pisarka, poetka i aktorka, siostra Halinka gimnazjalistka lat 14, no i ja Bohdanek 5 lat. Miejsce zamieszkania Grodno – Polska. Wszystko jeszcze było przed naszą młodą rodziną, cele, zamiary, marzenia. Dla mnie rodzice przygotowywali świetlaną przyszłość. Wybuch wojny i wkroczenie Armii Czerwonej do Polski i do Grodna zniweczył całkowicie wszystkie ich plany. Rozpoczęły się represje, przesłuchania i aresztowania a  następnie zsyłki do obozów w głąb Rosji i na Sybir.
Tata został aresztowany za patriotyzm i  ratowanie polskich książek, które były przez okupanta sowieckiego przeznaczone na spalenie. Za tą zbrodnię przeciwko Związkowi Sowieckiemu skazano go na obóz pracy. Mamę, przyjaciele i znajomi ostrzegali przed dalszymi represjami ze strony NKWD, co w stosunkowo krótkim czasie sprawdziło się. Zaczęli nas odwiedzać tajniacy wyrażając chęć kupna różnych naszych rzeczy jak: dywanu perskiego, lisa srebrnego, futer. Mama jeszcze tego nie zrozumiała co nam grozi, ale był to już widoczny znak, że  jesteśmy na liście do wywózki, ale ci ludzie jednak już mieli tą świadomość. Pierwsze transporty z wygnańcami odeszły w lutym 1940 r , a my za namową najbliższych  przyjaciół mieliśmy się przenieść na wieś i tam się ukryć. Ponieważ mama po długich staraniach dostała zezwolenie od właz więzienia na podanie ojcu paczki na dzień 14 kwietnia, nasza ucieczka musiała się o kilka dni opóźnić. Do podania paczki nie doszło. To zezwolenie, to była przewrotność i obłuda okupanta gdyż 13 kwietnia byliśmy już w pociągu wiozącym nas na Sybir!  Przyszli w nocy, uzbrojeni, kolbami karabinów walili w drzwi, mama nie otwierała naiwnie myśląc, że odejdą, że zrezygnują, pomyślą że nikogo nie zastali. Otworzyła dopiero gdy przyszli z siekierą. Weszli, trzymając  przed sobą wycelowane karabiny, obawiając się zasadzki. Dopiero jak zobaczyli bezbronną kobietę, a obok niej 14 letnią dziewczynkę wróciła im pewność siebie, jeden z nich powiedział: Nu Hrabianka sobierajsia (zbieraj się hrabianko),- „Z rozkazu Władz Najwyższych Związku Sowieckiego jesteś skazana na zsyłkę na Sybir”- taki był wyrok. Gdy przyszli po nas mama i Halinka jeszcze nie spały odmawiały modlitwę „Pod Twoja Obronę”, mnie obudziło łomotanie do drzwi, siostra płakała, a ja czułem, że dzieje się coś złego, aż w końcu i ja zrozumiałem, że wyrzucają nas z domu. Do dziś mam przed oczami ten rozgardiasz spowodowany przeprowadzaną rewizją w naszym domu, powywalane szafy, biblioteki rozkopana pościel. Od tego tragicznego momentu wszystko pamiętam, chyba spowodował to wstrząs jakiego doznałem po przebudzeniu się ze snu i wtargnięciu  zbrojnych obcych ludzi, że pamięć moja zaczęła funkcjonować w miarę normalnie. Mama nie płakała, dostojna i wyniosła dla wroga, lecz wewnątrz całkowicie otępiała i roztrzęsiona nerwowo. Po większej części bagaż podręczny,  jaki wolno nam było zabrać pakowany był przez Halinkę, jednak jeszcze jako dziecko, pakowała przede wszystkim swoje ulubione książki  i lalkę, a dla mnie parę gumowych krasnoludków, czyli bardzo niepraktyczne jak na Sybir rzeczy. Żadnych dokumentów nie pozwolili  nam zabrać. W porozrzucanych rzeczach i książkach na podłodze Halinka zobaczyła  teczkę naszego dziadka z dokumentami, rodowodem, historią rodziny, drzewem genealogicznym i innymi starymi pergaminami z pieczęciami lakowymi i wstążkami . Gwałtowność z jaką teczkę podniosła wzbudziła podejrzenie  żołdaka, wyrwał jej z rąk  i natychmiast ją skonfiskował. Pozostaliśmy bez dokumentów, utraciliśmy swoją tożsamość, staliśmy się ludźmi  znikąd. 
Uzbrojonych 3-ch mężczyzn wyprowadzało z domu kobietę z dwójką dzieci, padał deszcz, na dworzec towarowy w Grodnie wieźli nas przez miasto otwartą ciężarówką. Było mi zimno i mokro z opowiadań mamy i siostry wiem, że czułem się bardzo skrzywdzony. Gdy dotarliśmy na dworzec inni nieszczęśnicy już tam byli, pakowano nas do wagonów bydlęcych jak groźnych przestępców. Jedna prycza dla 3-ch osób. Kobiety, mężczyźni i dzieci w różnym wieku, kilkanaście rodzin w jednym wagonie. Zesłańców żegnał tłum krewnych, znajomych i przyjaciół, ale kordon uzbrojonych żołnierzy nie dopuszczał nikogo w pobliże naszych wagonów. Pamiętam dobrze te okrzyki pożegnań  i płacz kobiet, ogólny rwetes przekrzykujących się wzajemnie ludzi. Przekazywano sobie ostatnie polecenia i wskazówki, a potem zgrzyt  zasuwanych drzwi i dźwięk ryglowanych sztab, który towarzyszył nam już do końca tej naszej  dwutygodniowej „podróży”. Pociąg ruszył wraz z pieśnią „Boże coś Polskę” i dopiero teraz mama się rozpłakała. Za nami pozostał został spokojny, ciepły, zaciszny dom rodzinny, a przed nami daleki, zimny, obcy Sybir. 
                                             Bohdan Rudawiec

BEZ OSOBLIWOŚCI

PlaceBo - to mój nowy blog, kontynuacja bloga plama-makulo, będą w nim wspomnienia różnych wydarzeń życiowych ważnych i mniej ważnych, coś ze spraw aktualnych, będę również sięgać do postów, które kiedyś podobały się mnie i moim czytelnikom.Krótko mówiąc wszystkiego będzie po trochę i to, że nie będę się silić na wyszukaną formę literacką, wszystko będzie tak, jak leci. Przyszłych czytelników proszę o wyrozumiałość, bo graficznym dziełem ten blog też nie będzie.
Miłe komentarze sprawią mi przyjeność, krytyczne pogrążą w depresji. 
Jeszcze jedna uwaga: od czasu, do czasu  pojawi się tu jakaś niewielka wzmianka w języku międzynarodowym Esperanto
poniewż dużo moich znajomych i przyjaciół zagląda na mego bloga Takie są plany, może się uda. Początki są najtrudniejsze!