KOŻUCH
Wynędzniali tułacze, wróciliśmy do Ojczyzny
Wróciliśmy z jedną
drewnianą walizką, a w niej wielki obszerny kożuch, który dostaliśmy w paczce
amerykańskiej UNRA Paczka z amerykańską pomocą przyszła tuż przed naszą
repatriacją, w niej wspomniany kożuch żółtego koloru z długim białym włosem
jakie mieli woźnice i dorożkarze. Można było się w nim utopić oczywiście na
nikogo z nas nie pasował. Okrywaliśmy się nim podczas zimnych nocy,
przejeżdżając przez góry Ural. Korzuch,
szuba sam w sobie był ciężki, a w drewnianym kuferku to dopiero był ciężar.
Mordowaliśmy się z nim niesamowicie. Stanowił jednak nasz jedyny majątek który
mama zamierzała spieniężyć na zakup żywności. Wysiedliśmy w Łapach gdzie jakoby
miał przybywać brat Taty z rodziną, po przeprowadzce z Grodna. Pod skazanym
adresem już mieszkała inna rodzina.
„Dobrzy ludzie” przenocowali bezdomnych Sybiraków, poczęstowali śniadaniem,
podali nam adres rodziny na Śląsku i poradzili żeby zostawić u nich ten ciężki
bagaż i obiecali nam go przysłać. Lżej nam się podróżowało z Łap w województwie
białostockim do Prudnika na dolnym Śląsku. Kolej funkcjonowała wprawdzie prawie
normalnie, ale częste przesiadki i przepełnione pociągi, to sprawiało, że nawet
podróż często na stojąco nawet bez bagażu
nie była łatwa. Już od początku
powrotnej drogi bardzo pogorszyło się mamy zdrowie. Pojawiały się częste
zasłabnięcia i zapaści, które nasiliły się jeszcze bardziej podczas przejazdu
przez Ural. Baliśmy się o serce mamy, uszkodzone przebytymi chorobami (tyfusem
i zapaleniem płuc) i licznymi stresami. Być może również odprężeniem nerwów,
ustawicznego napięcia przez 6 długich lat. Gdy dotarliśmy na Śląsk mama już nie
była zdolna do żadnego działania. Inicjatywę przejęła Halinka. „Kochana
Rodzinka” oczywiście w niczym nam nie
pomogła. siostra załatwiła małe mieszkanko (ciasne ale własne) podjęła pracę w
Fabryce Obuwia aby zapewnić nam jakie takie warunki. Nie była to praca na miarę
jej marzeń , nie miała jednak innego wyjścia. Mama większość dnia leżała lub wędrowała
od przechodni do przechodni lekarskiej. Planowana działalność pisarska nie była
możliwa.
Gdy kożucha długo nie dostawaliśmy. Mama napisała list który
jednak pozostał bez odpowiedzi z
adnotacją brak adresata w ten sposób po kożuchu pozostało tylko wspomnienie.
Objawiła się ewangeliczna prawda, że „tym co nic ni mają, zabiorą jeszcze to co
mają”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz