niedziela, 23 lutego 2020

WSPOMNIENIE


KOŻUCH
Wynędzniali tułacze, wróciliśmy do Ojczyzny
 Wróciliśmy z jedną drewnianą walizką, a w niej wielki obszerny kożuch, który dostaliśmy w paczce amerykańskiej UNRA Paczka z amerykańską pomocą przyszła tuż przed naszą repatriacją, w niej wspomniany kożuch żółtego koloru z długim białym włosem jakie mieli woźnice i dorożkarze. Można było się w nim utopić oczywiście na nikogo z nas nie pasował. Okrywaliśmy się nim podczas zimnych nocy, przejeżdżając  przez góry Ural. Korzuch, szuba sam w sobie był ciężki, a w drewnianym kuferku to dopiero był ciężar. Mordowaliśmy się z nim niesamowicie. Stanowił jednak nasz jedyny majątek który mama zamierzała spieniężyć na zakup żywności. Wysiedliśmy w Łapach gdzie jakoby miał przybywać brat Taty z rodziną, po przeprowadzce z Grodna. Pod skazanym adresem już mieszkała  inna rodzina. „Dobrzy ludzie” przenocowali bezdomnych Sybiraków, poczęstowali śniadaniem, podali nam adres rodziny na Śląsku i poradzili żeby zostawić u nich ten ciężki bagaż i obiecali nam go przysłać. Lżej nam się podróżowało z Łap w województwie białostockim do Prudnika na dolnym Śląsku. Kolej funkcjonowała wprawdzie prawie normalnie, ale częste przesiadki i przepełnione pociągi, to sprawiało, że nawet podróż często na  stojąco nawet bez bagażu nie była łatwa.  Już od początku powrotnej drogi bardzo pogorszyło się mamy zdrowie. Pojawiały się częste zasłabnięcia i zapaści, które nasiliły się jeszcze bardziej podczas przejazdu przez Ural. Baliśmy się o serce mamy, uszkodzone przebytymi chorobami (tyfusem i zapaleniem płuc) i licznymi stresami. Być może również odprężeniem nerwów, ustawicznego napięcia przez 6 długich lat. Gdy dotarliśmy na Śląsk mama już nie była zdolna do żadnego działania. Inicjatywę przejęła Halinka. „Kochana Rodzinka”  oczywiście w niczym nam nie pomogła. siostra załatwiła małe mieszkanko (ciasne ale własne) podjęła pracę w Fabryce Obuwia aby zapewnić nam jakie takie warunki. Nie była to praca na miarę jej marzeń , nie miała jednak innego wyjścia. Mama większość dnia leżała lub wędrowała od przechodni do przechodni lekarskiej. Planowana działalność pisarska nie była możliwa.
Gdy kożucha długo nie dostawaliśmy. Mama napisała list który jednak pozostał bez odpowiedzi  z adnotacją brak adresata w ten sposób po kożuchu pozostało tylko wspomnienie. Objawiła się ewangeliczna prawda, że „tym co nic ni mają, zabiorą jeszcze to co mają”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz